Email Facebook Twitter LinkedIn
×ECR Party
The Conservative
ECR Party
TheConservative.onlineTwitterFacebookInstagramYouTubeEmailECR Party’s multilingual hub for Centre-Right ideas and commentary
PolishPolishEnglishBulgarianCroatianCzechItalianMacedonianRomanianSpanishSwedish
The Conservative
Wiadomości & Publicystyka   |    TV   |    Print   |    Publicyści

Banicja Braci Muzułmanów

PAP/EPA

Choć Rijad wpisał Braci Muzułmanów na listę organizacji terrorystycznych 6 lat temu, to dopiero niedawno decyzja ulemów, popierająca stanowisko władz, ostatecznie skazała członków grupy na wygnanie. Dokąd udadzą się teraz? Co to oznacza dla Europy?...

Karawana fundamentalistów

Bracia Muzułmanie przez ponad 5 dekad cieszyli się w Arabii Saudyjskiej azylem i udziałem w budowie saudyjskiego społeczeństwa oraz gospodarki. Członkowie grupy byli szanowani za religijność, pracowitość i scjentyzm. Jednak wszystko zaczęło się zmieniać po Arabskiej Wiośnie i upadku rządu Braci w osobie Morsiego w Egipcie w 2013 r. Rok po odsunięciu go od władzy władze w Rijadzie wpisały grupę na listę organizacji terrorystycznych. Początkowo saudyjscy duchowni wykazywali się zachowawczym podejściem i nie zajmowali definitywnego stanowiska.

Pierwszy sygnał o wzrastającym od 2014 r. napięciu z Braćmi nastąpił w 2017 r., gdy Rada Starszych Ulemów Królestwa Arabii Saudyjskiej stwierdziła, że nie mają oni kompetencji teologicznych i nawołują do separatyzmu na rzecz przynależności do organizacji. Wpływ na taką decyzję wywarł wówczas kryzys saudyjsko‑katarski. Rada w ubiegłym miesiącu ostatecznie skazała Braci na wygnanie z kraju. Na decyzję uczonych duchownych popierającą stanowisko władz w Rijadzie trzeba było czekać od 2014 r. do listopada br. Od teraz imamowie w saudyjskich meczetach będą podczas kazań przestrzegać przed Braćmi, których Rada uznała za grupę terrorystyczną i niebezpieczną organizację dewiantów religijnych postulujących obalenie monarchii.

Bracia jako karta przetargowa

Banicja nie jest jednak efektem dyskursywnego starcia pomiędzy Braćmi a Radą, lecz wynikiem kalkulacji w dziedzinie polityki i bezpieczeństwa. Od 2017 r. w Rijadzie pojawiają się przesłanki, aby wykorzystać organizację jako narzędzie polityki zagranicznej. Trzy lata temu jednym z powodów uzasadniających blokadę Kataru było właśnie udzielanie wsparcia Braciom przez władze w Dosze. Obecnie wyklęcie ich służyć ma dyplomatycznej grze, sondowaniu możliwości normalizacji stosunków saudyjsko-katarskich. Można się zatem spodziewać, że kwestia ta posłuży jako warunek zdjęcia blokady. Wątpliwe jednak jest, aby Katar zrezygnował ze wspierania Braci, będących przydatnym narzędziem opozycyjnego wpływu w wielu państwach regionu. Podobnie postrzega sprawę Turcja, która – pomimo pogodzenia się z odsunięciem Morsiego w puczu wojskowym – uznała, że wykorzysta upadek władzy Braci w Egipcie na swoją korzyść. W Katarze znajduje się obecnie nie tylko największa amerykańska baza lotnicza w regionie, lecz także i turecka, w której stacjonuje 5 tys. żołnierzy.

Drzazgą w oku władz w Rijadzie są też rozwinięte na skutek blokady stosunki Kataru z Iranem. Waszyngton zdaje się popierać starania Saudyjczyków w przełamaniu impasu z Katarem, ale wystosowana w 2017 r. lista 13 punktów, którym Doha musiałaby się podporządkować w celu zdjęcia blokady, jest zasadniczo niemożliwa do zrealizowania. Odcięcie się od Braci Muzułmanów to tylko jeden z punktów, ale – obok stosunków z Iranem i turecką bazą – należący do najważniejszych w sprawie utrzymania pozycji Dohy w regionie. Zatem organizacja prawdopodobnie wciąż będzie mogła spodziewać się wsparcia Kataru i Turcji. Do niedawna, gdy Europa, a szczególnie Francja, dopatrywała się szansy na demokratyzację Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej poprzez Arabską Wiosnę, Bracia mogli liczyć także na azyl na Starym Kontynencie.

Rywalizacja francusko-turecka a Bracia

Jednak gdy Arabska Wiosna minęła, a znaczną część próżni w regionie zaczęła wypełniać Turcja, sprawy zaczęły się komplikować także dla Francji, która okresowo łączy zwiększanie swych wpływów z celami amerykańskimi na Bliskim Wschodzie i Morzu Śródziemnym. Ostatni raport nt. Braci sporządzony dla francuskiego senatu z lipca br. alarmował, że Bracia Muzułmanie od czasu banicji z Egiptu coraz silniej infiltrowali we Francji środowiska muzułmańskie i nie wyzbyli się tendencji separatystycznych, a tzw. islamofobia stała się narzędziem w ich rękach. Zaalarmowany działalnością organizacji i sympatyzujących z nią ugrupowań prezydent Macron podjął w ostatnich miesiącach kolejne starania mające na celu porzucenie przez zradykalizowanych muzułmanów i Braci dążeń separatystyczno-rewolucyjnych.

Problem z okiełznaniem organizacji przez władze francuskie nie leży jednak w liczbie jej członków (wedle byłego reprezentanta Musulmans de France to 50 tys. osób kontrolujących 147 meczetów). Dużo większym będzie możliwe wykorzystanie Braci na terenie Francji przez Turcję (w której jest ich ok. 20 tys.) w ramach rywalizacji w basenie Morza Śródziemnego. Bracia mają niemal 100-letnią tradycję działalności i są świetnie zorganizowani, więc perspektywa neutralizacji ich aspiracji nie należy do optymistycznych. Nawet jeśli Macronowi uda się ich zdelegalizować, nie poprawi to pozycji Francji w basenie Morza Śródziemnego – udaliby się wtedy m.in. do Algierii, Turcji i pozostawili po sobie funkcjonujące podziemne struktury. Jeśli nic się nie zmieni, to ostateczne wygnanie Braci z Arabii Saudyjskiej może oznaczać dla części Europy większe zagrożenie dla bezpieczeństwa wewnętrznego, wynikające z śródziemnomorskich rywalizacji.