Email Facebook Twitter LinkedIn
×ECR Party
The Conservative
ECR Party
TheConservative.onlineTwitterFacebookInstagramYouTubeEmailECR Party’s multilingual hub for Centre-Right ideas and commentary
PolishPolishEnglishBulgarianCroatianCzechItalianMacedonianRomanianSpanishSwedish
The Conservative
Wiadomości & Publicystyka   |    TV   |    Print   |    Publicyści

Własny wróg Iranu

Czy głębokie państwo w Iranie rzeczywiście toczy bój o władzę i przyszłość kraju?

Photo RNW.org

„Wiedz, że różnica między przyjacielem a wrogiem dana jest od Boga, ponieważ serca ich obu są w jego władaniu, a choć strzałę wystrzeliwuje łuk, to mędrcy patrzą na łucznika.” Sadi z Szirazu (1213-1295)...

Spekulacje

Najwyższy przywódca Iranu, ajatollah Chamenei ma 81 lat, a o jego rzeczywistym stanie zdrowia wie niewielu. Islamska Republika Iranu, ochrzczona w kolektywnym mordzie założycielskim w wywołanej przez Irak ośmioletniej wojnie, przeżywała w ubiegłym roku swoje czterdziestolecie. Zanim jednak doszło do rewolucji islamskiej, „siedem sióstr”, jak nazywano czołowe koncerny naftowe XX wieku, toczyły ze sobą i nowopowstałym kartelem producentów węglowodorów – OPEC-iem – walkę o przetrwanie. Obecnie wiele spekuluje się na temat rywalizacji wśród „irańskich sióstr”, czyli podmiotów tworzących tzw. głębokie państwo (ang. deep state). W przypadku Iranu głębokie państwo powstało na gruzach Fundacji Pahlawiego, na zajętych przedsiębiorstwach i majątkach oraz aktywach zarządzanych przez duchownych. Wojna z Irakiem wymusiła także silny udział Korpusu Strażników Islamskiej Rewolucji (KSRI) w rządzeniu państwem. W efekcie powstał swoisty układ cywilno-siłowy złożony z konglomeratów, fundacji, dysponujących często własnymi bankami. Wszystkie orbitują wokół urzędu najwyższego przywódcy, ale równocześnie cieszą się dużą dozą suwerenności.

Aktualnie analitycy zakładają, że irańskie głębokie państwo zacieśniło szyki. Dyskurs nad polityką zagraniczną Iranu miał wśród elit nabrać wyjątkowo spójnego charakteru, a militaryzacja tego kraju jest uznawana niemal za pewnik. Głębokie państwo wyprowadziło przed szereg dwóch kandydatów na prezydenta: Parwiza Fataha, szefa Fundacji Uciemiężonych, parasolowego podmiotu zwieńczającego prawdopodobnie największy irański konglomerat gospodarczy oraz Hosejna Dehghana, gen. bryg. rez. sił powietrznych KSRI i byłego ministra obrony. Nie jest to jednak pierwszy raz, gdy osoby podobnej rangi zgłaszały swoje kandydatury. W 1997 r. wysunięto obok zwycięskiego Chatamiego również Rejszahriego, wówczas byłego ministra wywiadu i bezpieczeństwa narodowego. Z kolei w 2001 r. widzieliśmy, że Chatami ubiegał się o reelekcję idąc w szranki m.in. z ówczesnym ministrem obrony Szamchanim, czy byłym ministrem wywiadu Fallahianim. Później, w 2005 i 2009 r. Ahmadineżad musiał pokonać gen. bryg. rez. KSRI Bagher Ghalibafa, gen. bryg. rez. KSRI Laridżaniego i byłego prezesa Fundacji Uciemiężonych Mir-Hosejna Mousawiego oraz gen. rez. Rezaiego. W 2013 i 2017 r. zwycięski Hassan Rouhani musiał zmierzyć się znowu z Ghalibafem, Rezaim oraz Dżalilim, sekretarzem Najwyższej Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Czy w czerwcu 2021 r. wybory będą więc inne, aniżeli większość dotychczasowych? Nie. Siłowik lub siłowarcha wygrać może, ale nie musi. Z prognozami trzeba poczekać do ogłoszenia listy kandydatów.

Głębokie państwo – perspektywy zmian

Zmieniło się jednak wiele w samym Iranie i jego otoczeniu z perspektywy regionalnej i globalnej. W wymiarze wewnętrznym mamy najwyraźniej do czynienia ze wzrastającą oligarchizacją, ponieważ trwające od 2007 r. multilateralne sankcje przyspieszyły proces prywatyzacji aktywów w posiadaniu skarbu państwa i decentralizacji. Daleki jest to obraz od początkowej, NEP-owskiej fazy irańskiej gospodarki. Kontrą do prywatyzacji było wprowadzenie opodatkowania podmiotów parapaństwowych, uszczelnienie systemu podatkowego oraz zwiększenie danin. To irańska klasa średnia prawdopodobnie rzeczywiście zbiedniała, ale nie ubodzy i nie zamożni. Siłowarchowie niewiele tracą na sankcjach, a czasem nawet się na nich bogacą.

W regionie Zatoki Perskiej znów następuje powrót do sytuacji, w której to sąsiedzi Iranu stanowią dla władz w Teheranie większy problem aniżeli sami Amerykanie, ale ryzyko eskalacji wciąż nie jest duże, bo potencjał do kolejnych wojen pośrednich w Syrii i Iraku spadł. Irańskie głębokie państwo nie widzi zbyt dużej różnicy w tym, czy wybory wygra Trump czy Biden. Nie potrzebują zwolnienia z sankcji, ani przynajmniej poluzowania handlu ropą, bo wciąż mogą liczyć na Chiny i Rosję, i handlować np. barterowo. Choćby z odległą Wenezuelą, do której szlaki przetarła w ubiegłym roku również irańska marynarka wojenna – zapowiadając ten krok 4 lata temu.

Iranowi zależy na utrzymaniu unilateralizmu USA, uważając, że to najlepsza droga do przełamania sankcji ONZ i UE, czyli najbardziej dotkliwych, bo wielostronnych. Wątpliwym jest też, aby władze w Waszyngtonie miały dość mocy sprawczych ku temu, aby obalić Islamską Republikę, szczególnie, że Rosja i Chiny nie poprą dążących ku temu inicjatyw. ZSRR upadł w wyniku naturalnych dla imperiów procesów, szczególnie tych dysfunkcyjnych. W Iranie może dojść do podobnego scenariusza, ale mając swego dalekiego, umiłowanego wroga w postaci USA, walka o schedę nad władzą trwa od dawna, a głębokie państwo może skupić się na walce z własnymi wrogami Republiki. Co więcej, niemal regularne demonstracje pozwalały na rutynową izolację nieostrożnych polityków.

Zmiana wyrasta z wnętrza

W czasie, gdy w bloku wschodnim publiczność ekscytowała się filmem science-fiction "Mój własny wróg" i przeczuwała ogrom nieznanych zmian, Iran był poddany scenariuszowi podobnemu, ale tragiczniejszemu. Oczekiwania, że „polityka zaduszania” Iranu doprowadzi do tego co w ZSRR, jest błędna, ale tylko częściowo. Ludzie i podmioty, które identyfikujemy jako głębokie państwo w Iranie rozumieją intencje Waszyngtonu, ale znając analogię historyczną losów ZSRR, starają się wybiegać im naprzeciw. Izolacja Iranu doprowadzi do większych zmian wewnętrznych, może nieprzewidywalnych, a nawet niepożądanych. Rozróżniajmy jednak strzały od łuku i od łucznika, bo Waszyngton czytał Sadiego i wciąż czeka.