Kolejne kryzysy Unii Europejskiej (UE) skłoniły proeuropejskie elity do silniejszego manifestowania wartości uznawanych za fundamentalne dla dalszej integracji. Są one zgodne z lewicową i liberalną wizją ładu normatywnego w Europie...
Niemniej prowadzą one do konfliktów, które tę integrację komplikują.
Seria zamachów terrorystycznych we Francji jesienią 2020 roku ma ważne konsekwencje dla polityki krajowej przed wyborami prezydenckimi zaplanowanymi na 2022 r. Odpowiedzią Emmanuela Macrona na zamachy było zaostrzenie polityki wobec radykalnego islamu. Zapowiedział on delegalizację organizacji mających wrogie podejście do wartości republikańskich i wydalenie kilkuset imigrantów. Prezydent Francji chce ograniczyć napływ imamów z krajów arabskich i finansowanie meczetów przez zagraniczne podmioty. Działania Macrona były przede wszystkim ukierunkowane na rywalizację z Marine Le Pen, która od wielu lat wzywa do ograniczenia imigracji spoza Europy oraz zdecydowanego rozprawienia się z islamskim terroryzmem. Nawet te, stosunkowo skromne zapowiedzi Macrona wzbudziły sprzeciw środowisk liberalnych, zarzucających prezydentowi, iż burzy on fundamenty republiki, jakimi są prawa człowieka. Deklaracje głowy państwa nie rozwiążą problemów wynikających z coraz większej liczby muzułmanów we Francji. Szacuje się, że jest ich już od pięciu do ośmiu milionów. Większość z nich odrzuca wartości laickiej republiki. Według badań „Pew Research Center”, wyznawcy Allaha domagają się posłuszeństwa kobiet wobec mężów oraz odmawiają kobietom prawa do aborcji. Ponadto, są krytyczni wobec zwiększania praw dla mniejszości seksualnych. Chcą także, aby ich religia miała większy wpływ na życie społeczne i polityczne.
Odpowiedź Macrona na zamachy terrorystyczne utrudniła relacje geopolityczne Francji z krajami muzułmańskimi. Sytuację wykorzystał natychmiast Recep Erdoğan, starając się wykreować siebie na obrońcę islamu, wzmacniając przy okazji pozycję Turcji w rozlicznych konfliktach z Francją i innymi państwami UE. Zarówno Erdoğan jak i inni przywódcy państw muzułmańskich oskarżyli Macrona o mowę nienawiści, a także o nieprzestrzeganie praw człowieka w zakresie wolności religijnej. Politykę Macrona porównano do działań nazistowskich Niemiec w czasach prześladowań Żydów. Prezydent Turcji ogłosił także bojkot francuskich towarów, do którego przyłączyły się inne kraje, np. Kuwejt, Katar czy Maroko. Międzynarodowy prestiż Francji został poważnie nadszarpnięty w krajach Afryki Północnej i na Bliskim Wschodzie, a więc w regionach pozostających w sferze ambicji geopolitycznych Paryża. Wydarzenia we Francji osłabią szanse na ustabilizowanie sytuacji geopolitycznej we wschodniej części Morza Śródziemnego, co pozostaje istotne nie tylko dla Republiki, ale także całej UE.
Kryzys we Francji zbiegł się w czasie z działaniami Komisji Europejskiej i prezydencji niemieckiej w Radzie UE na rzecz osiągnięcia kompromisu w polityce migracyjnej. Najnowsza propozycja wynikająca z tych negocjacji zakłada, że będzie można zastąpić przymusową relokację uchodźców wzięciem odpowiedzialności za odsyłanie migrantów, którzy nie mają prawa do azylu. Większość ekspertów uznała, że jest to wymuszanie relokacji, gdyż skuteczność deportacji imigrantów do ich krajów pochodzenia jest bardzo niska – nie przekracza ona 20 proc. Ponadto nie może być zrealizowana w tak krótkim czasie, Propozycja Komisji zakłada, że w przypadku braku możliwości readmisji nielegalnych imigrantów poza UE w przeciągu ośmiu miesięcy – pozostaną oni w danym państwie członkowskim. Zbyt krótki okres czasu czyni readmisję zadaniem niezwykle trudnym w realizacji. Nowa fala terroryzmu islamskiego we Francji całą z pewnością utrudni negocjacje dotyczące rozwoju polityki europejskiej.
Warto zwrócić uwagę, że brak skuteczności Unii w tej sprawie wywołany jest przywiązaniem do liberalnych wartości, a zwłaszcza przedkładaniem uniwersalnych praw człowieka przysługujących imigrantom ponad prawa i oczekiwania dużej części obywateli UE. W ten sposób podejście aterytorialne dotyczące praw człowieka jest ważniejsze od zasad demokracji, obowiązujących dotąd w państwach europejskich. Rządy narodowe, zwłaszcza te konserwatywne, były potępiane za sprzeciw wobec imigracji nawet wówczas, kiedy wynikało to bezpośrednio z wyboru samych obywateli. Tak było w przypadku państw Grupy Wyszehradzkiej, gdzie większość wyborców nie zgadzała się na przymusową relokację uchodźców w 2015 roku. Macron ostro skrytykował wówczas kraje Europy Środkowej za odrzucenie polityki zmuszającej je do przyjmowania obowiązkowych kwot imigrantów. Groził, że za brak solidarności europejskiej, zostaną usunięte ze strefy Schengen. W przemówieniu w roku 2018 stwierdził, że skoro rządy krajów Europy Środkowej nie zgadzają się na mechanizm relokacji, winny zostać pozbawione funduszy europejskich. Powiedział też, „że nie ustąpi nacjonalistom, którzy posługują się mową nienawiści”.
W ten sposób francuski prezydent wyraźnie wskazał, że istotą sporu o wartości i praworządność w Europie było odrzucenie polityki migracyjnej, lansowanej przez Niemcy i Francję. Zamiast negocjować w tej sprawie, poszukując najbardziej optymalnego rozwiązania, straszył sankcjami, tj. usunięciem ze strefy Schengen lub zawieszeniem finansowania unijnego. W istocie, Macron starał się pozbyć własnego problemu, zmniejszając zbyt wielką skalę migracji muzułmańskiej do Francji poprzez odsyłanie niechcianych azylantów do innych państw UE. Czy jednak było to rozwiązanie europejskie, czy raczej spychanie problemów na inne kraje? Czy nie miały racji państwa Grupy Wyszehradzkiej, które domagały się przede wszystkim zamknięcia granic zewnętrznych Unii przed nielegalną imigracją? Wreszcie, Macron zarzucił rządom Europy Środkowej mowę nienawiści, aby samemu kilka lat później w ostrych słowach krytykować społeczność muzułmańską. Zbesztali go za to nie tylko przywódcy państw muzułmańskich. Europejska Sieć Przeciwko Rasizmowi zarzuciła władzom francuskim zinstytucjonalizowany rasizm. Trudno nie uznać, że polityka francuska w odniesieniu do imigracji była nie tylko nieskuteczna, nieeuropejska, ale również pełna podwójnych standardów.
Kryzys we Francji świadczy o fiasku promowanej od lat idei wielokulturowości. W książce poświęconej temu zagadnieniu Mathieu Bock-Côté napisał, że była to idea wynikająca wprost z lewicowej rewolucji roku 1968 w Europie Zachodniej. W jego przekonaniu pochwała odmiennych tożsamości niesie ryzyko rozpadu więzi społecznych opartych na identyfikacjach narodowych. Tym samym prowadzi do osłabienia wspólnot demokratycznych w państwach UE. Był to plan zastąpienia narodowych patriotyzmów przez wielokulturowy amalgamat, którego spoiwem miały być uniwersalne prawa człowieka, a w przyszłości nadzieja zbudowania wspólnej europejskiej tożsamości.
Nadzieja ta może okazać się jednak daremna. Przede wszystkim lewicowe elity odżegnywały się od rodzimej historii i tradycji, zwłaszcza chrześcijańskiej. Realizacja tego projektu skazana jest na niepowodzenia, gdyż pozbawia go fundamentów. Wspomniane elity chciały też zastąpić suwerenność narodową suwerennością nadrzędną, która powołuje się na prawa człowieka. Z założenia jest ona uniwersalna i niepowiązana z żadnym terytorium. Trudno zatem dociec, w jakim aspekcie miałaby być zalążkiem tożsamości europejskiej. Osłabienie tożsamości narodowych, a tym samym wspólnot politycznych na tym poziomie, nie prowadzi do budowania solidnych podstaw dla integracji europejskiej. Wiedzie raczej do wojen kulturowych.
Prowadzone są one z konserwatystami, przywiązanymi do podmiotowości państw i prymatu krajowej demokracji nad rozwiązaniami podejmowanymi na szczeblu międzynarodowym. Obawiają się oni nie tylko utraty suwerenności, ale także dyktatu liberalnych i lewicowych wartości, bez względu na lokalne wybory, kulturę i tradycję. Jest to uznawane przez prawicę za przejaw autorytaryzmu, gdyż celem drugiej strony jest wykluczenie tego środowiska z polityki, odmowa udziału w debacie publicznej oraz wpływu na prawo i wybór rządów. Według Bock-Côté, konserwatyści są traktowani jako źródło patologii, określanej mianem populizmu, ksenofobii, homofobii, islamofobii czy eurofobii. Celem jest zniszczenie wszystkich wartości, tak cennych dla konserwatystów. To dlatego Bock-Côté określa projekt lewicy i liberałów jako nihilistyczny. Jest to próba „obalenia demokracji” i wprowadzenia europejskiej „hegemonii w sferze ideologicznej”. W imię postępu, rozumianego skrajnie lewicowo, odrzuca się prawo do demokratycznego wyboru. Oznacza to „renesans pokusy imperialnej, cofnięcie się do rządów, które nie opierają się na suwerenności ludu, lecz raczej czerpią swoją legitymację z imperatywu postępu”. Projekt unifikacji wartości politycznych w Europie nie służy więc tolerancji ani demokratycznej deliberacji. Przeciwnie, w imię lewicowej wizji integracji, ma je wykorzenić. Służy też zwalczaniu konserwatywnych rządów w UE.
Według Bock-Côté, proeuropejskie elity uznały, że narodowy suweren nie powinien mieć prawa wtrącania się do konstrukcji europejskiej. Jego zdaniem, niektórzy euroentuzjaści uciekali się nawet do mitu ogólnoeuropejskich konsultacji społecznych, które przez sam fakt ich przeprowadzenia miałyby obalić legitymację państw członkowskich do uchwalania traktatów. Takie stanowisko podziela chyba Macron, który kilka lat temu wezwał do ogólnoeuropejskich, społecznych konsultacji dotyczących przyszłości Europy, mających na celu przełamanie oporu niektórych państw członkowskich wobec dalszej integracji. Mają one legitymizować z góry narzucony plan postępów integracji oraz coraz bardziej centralizować władzę w Brukseli kosztem wspólnot narodowych i demokracji krajowej. W planie dalszego rozwoju UE, centralne miejsce zostało zarezerwowane dla fundamentu ideologicznego, a więc wartości europejskich, interpretowanych przez lewicę i liberałów, jak również ściśle z nimi związanej praworządności, egzekwowanej poprzez groźbę sankcji finansowych.
Według lewicowych elit, rosnąca skala muzułmańskiej imigracji do Europy stanowiła znakomitą okazję do rozwiązania problemu narodowych tożsamości w Europie. Bock-Côté uważa, że dzięki ideologii wielokulturowości muzułmanie mieli stać się „czystymi Europejczykami bez nadmiaru świadomości narodowej”, która mogłaby utrudniać dalszy postęp integracji. „Ludność muzułmańska mogłaby się zeuropeizować bez przechodzenia przez pośrednictwo narodu”. Problem w tym, że liberalną wizję integracji odrzuca większość wyznawców islamu. W przeciwieństwie do oczekiwań, muzułmanie wchodzą agresywnie w wojnę kulturową z liberalnymi elitami, które oczekują, że w imię „wolności wypowiedzi” będą oni tolerować obrażanie ich uczuć religijnych. Osłabione struktury państwowe w Europie Zachodniej, występujące tam tendencje demograficzne oraz samoograniczenia wynikające z przyjętych wartości, uniemożliwiają stronie liberalnej wygranie tego konfliktu. Jest to przykład głębokiego kryzysu liberalizmu i lewicy progresywnej w Europie Zachodniej, które nie tylko nie panują nad zaistniałą sytuacją, ale burzą dotychczasowy ład polityczny w Europie.
Europa uległa kryzysowi ideologicznemu, w ramach którego radykalizują się wszystkie strony konfliktu. Prowadzi to do odrzucenia przez wielu imigrantów i ich potomków, którzy z czasem zyskują prawa polityczne, laickiego państwa, opartego na liberalnych wartościach. Ponadto, wiedzie do sprzeciwu wobec zideologizowanej i autorytarnej wersji integracji europejskiej ze strony polityków prawicowych. Przejawem tej tendencji było nawoływanie brytyjskich konserwatystów do opuszczenia UE. To samo zjawisko powtórzy się w innych państwach członkowskich, w których duże wpływy polityczne mają środowiska konserwatywne. Przykładem może być wypowiedź jednego z czołowych prawicowych publicystów w Polsce. Według Pawła Lisickiego „Unia Europejska na poważnie postanowiła występować w roli żandarma politycznej poprawności i łamiąc wszelkie reguły, podjęła się roli, której nikt dla niej nie przewidział – nauczyciela moralności i wychowawcy państw członkowskich”. (…) Wynika z tego, że przed Polską w dłuższym czasie stoją tylko dwie realne możliwości. Pierwszą jest powolne podporządkowanie się. Ot, podążanie drogą pozostałych, złamanych przez ideologów państw. Drugą możliwością jest zaś przygotowanie się do opuszczenia Unii i opracowanie scenariusza wyjścia”. Wojny kulturowe prowadzą więc nie tylko do rozbicia wspólnot narodowych, ale również zagrażają projektowi integracyjnemu w Europie.
Powiązane
Ulderico de Laurentiis • 31.08.2021.
Ulderico de Laurentiis • 31.08.2021.