Email Facebook Twitter LinkedIn
×ECR Party
The Conservative
ECR Party
TheConservative.onlineTwitterFacebookInstagramYouTubeEmailECR Party’s multilingual hub for Centre-Right ideas and commentary
PolishPolishEnglishBulgarianCroatianCzechItalianMacedonianRomanianSpanishSwedish
The Conservative
Wiadomości & Publicystyka   |    TV   |    Print   |    Publicyści

Jak Josep Borrell dał się ograć rosyjskiej propagandzie

flickr

Chociaż tytularnie Wysoki Przedstawiciel Unii Europejskiej do Spraw Zagranicznych i Polityki Bezpieczeństwa brzmi poważnie, to w istocie odgrywa on mniejszą rolę w geopolityce niż szefowie dyplomacji państw członkowskich. Pomimo tego wyjazdy dyplomatyczne „unijnego” ministra powinny być dokładnie analizowane, łącznie z wizerunkowymi kosztami, jakie mogą ponieść państwa Zachodu, gdy dojdzie do dyplomatycznej katastrofy. A nią, niestety, była wizyta w Moskwie katalońskiego polityka Josepa Borrella, szefującego obecnie rachitycznemu „MSZ” Unii Europejskiej.

To, że polityka wschodnia Borrella może skończyć się porażką, zwiastował jego naiwny pogląd na projekt Nord Stream 2. On to właśnie stwierdził wcześniej – a co cytowała Polska Agencja Prasowa – iż Nord Stream 2 to „projekt grupy firm prywatnych” i że „nie możemy firmom uniemożliwić jego realizacji”. „Jeżeli rząd niemiecki się na niego zgadza” – podkreślał. Stwierdzenie, iż Borrell wcale tak naiwnie nie myśli, że była to zaprogramowana intryga wobec Rosji, w której odegrał on rolę „gołębia” zamiast „jastrzębia”, tak naprawdę jeszcze bardziej go pogrąży. Bowiem z symetryzmu europejskiego i uznawania rosyjskich argumentów nic Borrellowi nie przyszło. Rzadko się zdarza, by wizytę dyplomatyczną oceniali jednoznacznie źle w zasadzie wszyscy jej recenzenci, zachodni politycy i zachodnie media. Nawet opinia europosłanki Róży Thun (zazwyczaj krytykującej Prawo i Sprawiedliwość) dotycząca „moskiewskiej wyprawy” jest podobna do punktu widzenia polskiej prawicy. Co doprowadziło do tej klęski?

Gdy Josep Borrell udawał się do Moskwy na spotkanie z Siergiejem Ławrowem, szefem rosyjskiego MSZ, wiadomo było, iż jest to moment kulminacyjny kryzysu w relacjach Moskwy z szerokim blokiem państw zachodnich. Spiętrzeniem problemów były: sprawa Nord Stream 2 oraz amerykańskich sankcji, zmiana władzy w USA (i pytanie o kontynuację wspomnianych sankcji), aresztowania Aleksieja Nawalnego i sprowadzenie go do łagru, a nawet poszczególne kryzysy ekonomiczne związane z pandemią (mocno dotykające Rosję). Jeżeli Borrell ma jakiekolwiek pojęcie o dyplomacji, musiał jechać tam ze świadomością, że w takim momencie Kreml zrobi wszystko, by użyć jego wizyty w celach propagandowych.

Dokładnie to właśnie się stało. Ławrow wręcz „strofował” Borrella, zarzucając państwom Zachodu kolejne wydumane bezeceństwa, rosyjscy dziennikarze na konferencji prasowej odegrali swoją usłużną rolę, a na sam koniec okazało się, że Moskwa wydaliła europejskich dyplomatów (w tym Polkę), co było uderzeniem prosto w czoło sędziwego katalońskiego socjalisty, pod zmierzwioną siwiejącą grzywkę. Nawalny, jak siedział pod celą przed wizytą Borrella, tak dalej ogląda słońce w kratkę. Gdy czytam opinię niektórych ekspertów ds. międzynarodowych, którzy twierdzą, iż szef unijnej dyplomacji nie mógł wyciągnąć Nawalnego z więzienia, nasuwa się oczywiste pytanie – to dlaczego zgodził się tam pojechać mimo świadomości, że nie przyniesie to żadnych rezultatów?

Moskwa wysłała do swych obywateli klasyczny propagandowy koktajl, z jednej strony prężenia politycznych muskułów, z drugiej strony syndromu twierdzy oblężonej przez zły Zachód. Agit-prop osiągnął to stadium, iż rosyjski kanał telewizyjny Rosja-1 wysłał swoją ekipę filmową, by w ramach reperkusji za film dokumentalny Nawalnego o willi Putina nakręcili „willę Nawalnego” w której to przebywał na terytorium Niemiec. Doszło nawet do zaprezentowania przez dziennikarkę rosyjskim widzom szczotki klozetowej z toalety działacza. Problem w tym, że gdyby nie wizyta Borrella, Rosja mogłaby poprzestać wyłącznie na transmisji z WC. Josep Borrell jednak dał tej propagandzie instrument o wiele większy. To on stał się głównym aktorem w tym kremlowskim teatrze. Czy zanęcono czymś Brukselę, że się zgodziła na ów nieszczęsny wyjazd – tego nie dowiemy się nigdy, chyba że szef unijnej dyplomacji opublikuje kiedyś nieocenzurowane pamiętniki.

Pamiętajmy jednak, że gdyby Moskwie zależało na czymś innym niż to, co spotkało Josepa Borrella – a co chyba można tylko porównać do wytarzania państw Zachodu w smole i pierzu – to Ławrow pielgrzymowałby do Brukseli, a nie odbierał delegację w Moskwie. Nawet nie sam Ławrow, bo przecież ten stał się symbolem putinizacji Rosji i szefuje rosyjskiej dyplomacji przez jej wszystkie krwawe fronty. Byłby to ktoś inny – to rosyjski Borrell, choćby zgrywający politycznego „gołębia”. Już przed tą wizytą dało się zauważyć, iż Rosja, trawiona kryzysem, tylko czeka, by podbudować swój mocarstwowy wizerunek.