Email Facebook Twitter LinkedIn
×ECR Party
The Conservative
ECR Party
TheConservative.onlineTwitterFacebookInstagramYouTubeEmailECR Party’s multilingual hub for Centre-Right ideas and commentary
PolishPolishEnglishBulgarianCroatianCzechItalianMacedonianRomanianSpanishSwedish
The Conservative
Wiadomości & Publicystyka   |    TV   |    Print   |    Publicyści

Między Moskwą a Waszyngtonem, czyli dualizm polityki Berlina

REUTERS POOL

Dwie strony geopolitycznego medalu. Na awersie – oświadczenie minister obrony RFN Annegret Kramp-Karrenbauer, które odczytano jako ofertę resetu relacji na linii Berlin-Waszyngton. Na rewersie – odkręcanie „na zycher” rurociągu Nord Stream 2, który nie tylko został objęty amerykańskimi sankcjami, lecz także – przez swoje położenie na dnie Morza Bałtyckiego – omija zarówno Europę Środkową, jak i europejskie prawo. Kontynuować budowę ma ostatecznie quasi‑ekologiczna fundacja.

Polityka Berlina wywołuje wiele skrajnych ocen. Czasami określa się ją jako wzorzec wielowektorowości, a czasami jako istną sprzeczność. Warto podkreślić, iż polityka zagraniczna europejskich państw jest bardzo często sumą wewnętrznych nastrojów w danym kraju. W tym znaczeniu niemiecka moneta, upadając na ziemię, upada częściej rewersem do góry. Deklarację minister Kramp-Karrenbauer – w telegraficznym skrócie – można odczytywać jako ofertę złożoną demokratom, rosnącym w siłę w Waszyngtonie. Berlin może być bowiem „stróżem” transatlantyckich interesów w Europie. Jak nowa amerykańska administracja zareaguje na propozycję, czas pokaże. W dyplomacji obowiązuje stara rzymska maksyma „strzeżcie się Greków, gdy niosą dary”.

Gdy piszę te słowa, CDU nie wybrało jeszcze następcy kanclerz Angeli Merkel. Największym poparciem wśród kandydatów cieszy się Markus Söder. W Polsce znalazło się wąskie grono ekspertów-entuzjastów propozycji Kramp-Karrenbauer – jakoby korzystnej także dla Warszawy. Nie oceniam ich racji, ale nawet jeżeli podejmujemy się analizy nowego ładu geopolitycznego, warto się zastanowić, czy to faktycznie realistyczna oferta. Niemiecki dziennikarz zajmujący się kwestiami bezpieczeństwa, Michael Küfner, na łamach „Deutsche Welle” wyśmiał wręcz propozycję pani minister. „Nowe mierzenie świata – bez mocarstwa ochronnego USA – już się rozpoczęło. I to także (nawet!) w Niemczech” – podkreślił.

Nastroje społeczne zarówno w Niemczech, jak i w Stanach Zjednoczonych analizował swego czasu think-tank Pew Research Center. Badania wykazały bardzo poprawny odbiór obustronnych stosunków Niemiec i USA. Istnieją jednak pewne drastyczne różnice, mogące podpowiedzieć nam, co zamierza niemiecki rząd. Z badania wynika, iż 69 proc. Niemców domaga się bliższej współpracy z Rosją (wśród Amerykanów takie nastroje dotyczą tylko 35 proc.). Wśród Niemców nawet 47 proc. deklaruje, że chciałaby nieco luźniejszych relacji z Waszyngtonem. Na siedmiu najważniejszych partnerów zagranicznych dla USA Niemcy są dopiero na ostatnim miejscu. Jeżeli podzielimy preferencje Amerykanów pod kątem partii, na którą głosowali, da się zauważyć, że demokraci predestynują Niemców o wiele bardziej niż republikanie, aczkolwiek w omawianym rankingu wciąż plasują się w środku stawki (na czwartym miejscu, za Wielką Brytanią, Kanadą i Chinami).

W r. 2017 na łamach „New York Times” ukazał się artykuł pod znamiennym tytułem: Niemieccy eksperci ds. polityki zagranicznej ostrzegają przed antyamerykanizmem. W Berlinie równolegle rosły promoskiewskie nastroje z jednoczesnym negowaniem partnerstwa z USA „na ulicy”. Ponadto zbieżność amerykańsko-niemieckich interesów rozmija się w strategicznym sektorze sprzedaży surowców. Stany Zjednoczone przebojem weszły na międzynarodowy rynek przez eksport gazu ziemnego i są beneficjentem łupkowej rewolucji. Niemcy i USA dzieli także przepaść nie tyle geograficzna, ile cywilizacyjna – już Feliks Koneczny przypisał Niemców do cywilizacji bizantyńskiej, a Amerykanów do łacińskiej (podobnie jak Polaków). Na terytorium Republiki Federalnej Niemiec trwa także nieustanny kryzys związany z różnicami etnicznymi, kulturowymi i religijnymi poszczególnych grup społecznych. Taki stan nie może wiecznie pozostawać bez wpływu na niemiecką politykę zagraniczną. Pamiętajmy też, że sama Kramp-Karrenbauer zrezygnowała z wyścigu o kanclerski fotel.

Gdyby kierować się tylko wyrachowaną logiką, powyższe czynniki wskazują, że niemiecko‑amerykańskiego „romansu” nie będzie. Tyle że geopolityka jest nieobliczalna, a wpływ osobistych relacji o wiele wyższy, niż nam się wydaje. Donald Trump ostentacyjnie nie podawał ręki Angeli Merkel, gdy reporterzy krzyczeli „shakehand! shakehand!”. Choćby z tych wizerunkowych przyczyn i nowej fali „odkręcania trumpizmu” przez administrację demokratów, dojdzie do ocieplania wzajemnych relacji. Na ile pozostanie to w sferze pijaru, a na ile strategicznego sojuszu, przekonamy się w najbliższym czasie.