W Niemczech od lat dochodzi do potężnych potyczek między protestującymi działaczami proklimatycznymi a siłami porządkowymi. Aktywiści często używają kamieni, fajerwerków, a nawet koktajli Mołotowa, służby odpowiadają pałkami, armatkami wodnymi oraz masowymi zatrzymaniami.
Niemieckie społeczeństwo znane jest ze swojej wrażliwości na kwestie środowiskowe. Przejawia się ona m.in. szerokim i dobrze zorganizowanym ruchem aktywistycznym, gotowym do happeningów, manifestacji i protestów w obronie przyrody. Obecnie druga siła polityczna RFN to Partia Zielonych, której program zogniskowany jest właśnie na sprawach środowiska i klimatu. Istnieją spore szanse, że po wyborach, mających odbyć się jesienią 2021 r., to właśnie Die Grünen będą współtworzyć rząd federalny.
Jednakże niemiecka transformacja energetyczna istotnie odbiega od ideałów wyznawanych przez proklimatycznych aktywistów. Widać to przede wszystkim na przykładzie rozrastających się kopalni węgla brunatnego, którego RFN jest największym konsumentem na świecie. Budowa coraz to większych odkrywek wymusza wycinkę lasów, przesiedlenia oraz wyburzenia całych miasteczek. Na to nie godzą się organizacje środowiskowe, organizujące pokaźne protesty przeciwko dalszemu wydobyciu węgla. Demonstracje te niekiedy przeradzają się w starcia z policją i służbami ochrony kopalń.
Szczególnie burzliwy przebieg miały protesty zorganizowane w 2015 r., związane z obroną położonego w Nadrenii Północnej-Westfalii lasu Hambach, który miał zostać wycięty pod budowę kopalni Tagebau Hambach. Kiedy próby zablokowania działań na drodze sądowej nie przyniosły rezultatu, działacze rozpoczęli protesty przy samym lesie. Początkowo były to akcje wymierzone w zespoły dokonujące wycinki. Aktywiści przywiązywali się do drzew i maszyn, wznosili też na drogach dojazdowych barykady z gałęzi. Szczególnym epizodem zmagań protestujących była obrona Mony, czyli drzewa liczącego 250 lat. Działacze skonstruowali specjalną chatkę, którą przytroczyli do jego konarów, by mieszkać tam i tym samym zatrzymać pracę ekip wycinkowych. W pewnym momencie do zapanowania nad sytuacją policja musiała skierować potężne siły: aktywiści wypowiadający się dla „Deutsche Welle” wspominali, że na teren prac przybyło 75 radiowozów, pojazd opancerzony, a nawet policyjny helikopter. Policjantów wspomagała prywatna służba ochroniarska (według niektórych doniesień posiłkująca się specjalnie wytresowanymi psami).
Kiedy powyższe działania nie przyniosły efektu, grupa 1200 działaczy wdarła się na teren odkrywki i zajęła maszynę wydobywającą węgiel. Doprowadziło to do zamknięcia elektrowni zasilanej przez surowiec z tego pokładu. Policja zatrzymała prawie 800 aktywistów, którym postawiono rozmaite zarzuty: od bezprawnego wejścia na teren kopalni do naruszenia działalności spółki.
Symbolicznymi protestami niemieckich działaczy były z kolei demonstracje z r. 2018 we wsi Imerath, którą w całości „pożreć” miała kopalnia Garzweiler. Protestujący przeciwko tej decyzji ekolodzy za bastion obrali sobie lokalny kościół św. Lamberta. W szczytowym momencie protestów świątynię musiała zabezpieczać policja. Zogniskowanie manifestacji na miejscu kultu odniosło zamierzony skutek medialny – o przyczynach wyburzania kościoła doniosły media na całym świecie.
Najnowszym, bo ubiegłorocznym, epizodem starć między niemieckimi aktywistami a policją były protesty w lesie Dannenröder, którego część (ok. 10 proc. powierzchni) miała zostać wycięta ze względu na budowę autostrady A49. Demonstrujący tam działacze – podobnie jak w Hambach – wznieśli barykady na leśnych drogach oraz zbudowali domki na drzewach.
W miarę postępu prac wycinkowych agresja aktywistów rośnie. W stronę policji zaczęto rzucać obelgi i wyzwiska, potem w ruch poszły worki z jajkami, ostatnio nawet paczki z odchodami. W ciągu ostatniego tygodnia funkcjonariusze zostali też ostrzelani fajerwerkami. Dochodzi do aktów przemocy fizycznej. Aktywiści używają również m.in. pułapek z lin, wkopanych w ziemię desek z gwoździami, podpalają też swoje barykady. W mediach pojawiły się już informacje o rannych. W pewnym momencie sytuacja stała się na tyle poważna, że do lasu skierowano m.in. ciężkie pojazdy z armatkami wodnymi oraz specjalne jednostki ratownicze.
Według niemieckich planów transformacji energetycznej węgiel będzie używany w elektrowniach RFN najpóźniej do 2038 r. Jednakże postępujący proces zamykania tamtejszych elektrowni jądrowych (mają zostać wygaszone do 2022 r.) może zaburzyć dekarbonizację Niemiec. Już teraz wiadomo, że węgiel brunatny jeszcze przez parę lat będzie niezbędny dla zapewnienia odpowiedniej podaży energii elektrycznej u zachodniego sąsiada Polski. Oznacza to, że sceny znane z Hambach, Imerath czy Dannenröder mogą się powtórzyć.
Powiązane
Michał Bruszewski • 18.01.2021.
Michał Bruszewski • 18.01.2021.