W Europie zastanawiamy się nad tureckim ekspansjonizmem w Libii, Syrii, we wschodniej części Morza Śródziemnego i Azerbejdżanie oraz kwestią zwrotu Ankary ku Moskwie. Okazuje się, że zaniepokojenie wzrosło także w Iranie...
Po tzw. arabskiej wiośnie, która zaczęła się dekadę temu nie ma już – jak się wydaje – śladu. Z konsekwencjami załamania się porządku w 2010 r. wciąż nie poradzono sobie w Libii czy w Syrii, a próżnię w sposób naturalny wypełniła m.in. Turcja. Ekspansjonizm ten jest wciąż powodem do niepokoju w Unii Europejskiej oraz m.in. Egipcie, Arabii Saudyjskiej, Zjednoczonych Emiratach Arabskich, Maroku i Izraelu. Problematyczne są także zamiary Ankary dotyczące wydobycia gazu ze wschodniej części Morza Śródziemnego. Wydaje się bowiem, że Erdoğan w żaden sposób nie zamierza w tym względzie złożyć broni, pomimo luźno zawiązujących się koalicji (np. grecko-cypryjsko-izraelsko-egipskiej, cypryjsko‑emirackiej czy saudyjsko-emirackiej) wymierzonych w Turcję.
Choć do 2023 r., gdy przypadnie stulecie istnienia Republiki Turcji, pozostały 2 lata, to najprawdopodobniej przestrzeń do zwiększenia wpływów Ankary w basenie Morza Śródziemnego nie wzrośnie znacząco. Przez najbliższy czas najważniejszy w oczach Erdoğana będzie konflikt w Libii oraz rozwinięcie relacji z Algierią. Tzw. normalizacja stosunków Maroka z Izraelem oraz otwieranie placówek dyplomatycznych i uznanie zwierzchności władz w Rabacie nad terenami Sahary Zachodniej (np. USA, ZEA) prawdopodobnie jedynie ułatwi utrzymanie i rozwinięcie relacji Turcji z Algierią.
Nie można więc powiedzieć, że Ankara do 2023 r. nie zyska wiele na swej zachodniej flance. Redukcja napięcia niektórych państw arabskich z Katarem też jest zjawiskiem korzystnym dla Erdoğana, choć jeszcze niewiele wskazuje na to, aby poza zniesieniem fizycznej blokady doszło do większych przełomów. Możliwe, że przywrócenie ruchu na granicach lądowych i morskich oraz otwarcie lotów do Arabii Saudyjskiej, ZEA, Egiptu i Bahrajnu przez najbliższe lata będzie jedynym dokonanym postępem. Jednak i on jest dla Turcji dość korzystny, bo daje szansę na przeniesienie konfliktu między bliskowschodnimi rywalami w odleglejsze regiony. Z kolei turecki udział w najnowszej odsłonie konfliktu azerbejdżańsko-armeńskiego nie wzbudził zbyt wielkiego niepokoju w UE. Zaangażowanie się Turcji po stronie Baku, a następnie odegranie przez nią roli jednej ze stron rozjemczych, zaalarmowało jednak władze w Teheranie, dla których był to kolejny sygnał o możliwym nasileniu rywalizacji z Ankarą na kierunku wschodnim, dotychczas będący bardziej domeną wpływów Iranu.
Konflikt azerbejdżańsko-armeński był w ostatnim czasie najbardziej nośnym medialnie tematem w kwestii postrzegania przez Teheran tureckiej ekspansji w kierunku wschodnim. Jednak źródłem poważnych zmartwień w Iranie nie jest brak możliwości wpłynięcia na wynik starcia, a nieposiadanie dostatecznych argumentów do późniejszego negocjowania warunków jego zakończenia. Tranzyt przez Iran do eksklawy azerbejdżańskiej (Nachiczewańskiej Republiki Autonomicznej) też będzie na mocy postanowień po konflikcie zbędny, bo otwarte zostaną korytarze transportowe ochraniane przez Rosjan. Irańska pozycja dyplomatyczna względem Azerbejdżanu została w ten sposób mocno podważona.
Irańskie władze i analitycy są zdania, że główną przewagą Turcji na kierunku wschodnim jest otwarcie w ostatnich latach wielu frontów konfliktów militarnych i dyplomatycznych, które w efekcie wymusiły na Ankarze poszukiwanie nowych złóż węglowodorów, szlaków handlowych, relacji gospodarczych i wzmożenia wymiany handlowej. Iran natomiast został spowolniony przez amerykańskie unilateralne sankcje i niezadowalający stan gospodarki. Połączenie kolejowe Raszt–Astara w kierunku północno-zachodnim, łączące Iran z Rosją i Kazachstanem przez Azerbejdżan, jest jeszcze nieukończone. Bez otwarcia tego odcinka zwiększenie przepustowości przebiegającego przez Iran korytarza handlowego Północ‑Południe będzie niemożliwe. Natomiast dopóki Pakistan nie znajdzie sposobu na sfinansowanie połączeń kolejowych z Iranem, dopóty niepewne jest także uruchomienie trasy Stambuł–Teheran–Islamabad.
Również na terytorium Iraku Iran obserwuje wzrost zainteresowania tureckiego, bo Ankara także zamierza eksportować tam energię elektryczną. Turcja nie jest też obarczona sankcjami, który uniemożliwiłby zwiększenie wymiany handlowej z Irakiem czy innymi krajami Zatoki Perskiej, z którymi wymiana również w ostatnim czasie wzrastała. Współzawodnictwo Iranu z konkurentami zacznie też wzmagać się na kierunku wschodnim, co oznacza, że Teheran spróbuje dotrzymać kroku na dwóch frontach, i to w warunkach tzw. „polityki zaduszania”, rozpoczętej przez odchodzącego prezydenta D. Trumpa. Działania Turcji niewiele Iranowi pomagają w tym względzie. Teheran nie ma też już szans na zajęcie znaczącej pozycji na rynku LNG, a postępy w wydobyciu gazu z South Pars są powolne.
Ogółem dotychczasowe przewagi i atuty Iranu w regionie maleją. Jego rywalizacja z Turcją staje się zatem silniejsza, ale oba państwa będą unikać konfrontacji. Teheran ma więc powód do niepokoju, bo wzrost wpływów sąsiada w kierunku wschodnim oznacza, że Iran nie będzie mógł zbyt długo zwlekać z porozumieniem się w sprawie JCPoA. Spróbuje jednak negocjować z pozycji siły nowego prezydenta (wybory w czerwcu 2021 r.), wspartego parlamentem zdominowanym przez twarde frakcje, i być może nawet przeczeka całą prezydenturę J. Bidena. Im dłużej ten stan potrwa, tym bardziej osłabnie pozycja Teheranu w regionie. Wraca stary irański lęk przed izolacją. Turcja z pewnością wolałaby, aby Iran stał się – choćby i słabszym – partnerem w tranzycie i łańcuchu wartości, ale w przypadku braku takiej możliwości wykorzysta po prostu słabą rękę Teheranu i pustkę w sąsiedztwie. Paradoksalnie więc to presja m.in. Turcji, a nie europejskich sygnatariuszy JCPoA, może wywrzeć większy wpływ na stanowisko Iranu.
Powiązane
Ezia Giovanino • 25.01.2022.
Ulderico de Laurentiis • 26.10.2021.
Ulderico de Laurentiis • 31.08.2021.
Ezia Giovanino • 25.01.2022.
Ulderico de Laurentiis • 26.10.2021.
Ulderico de Laurentiis • 31.08.2021.