Email Facebook Twitter LinkedIn
×ECR Party
The Conservative
ECR Party
TheConservative.onlineTwitterFacebookInstagramYouTubeEmailECR Party’s multilingual hub for Centre-Right ideas and commentary
PolishPolishEnglishBulgarianCroatianCzechItalianMacedonianRomanianSpanishSwedish
The Conservative
Wiadomości & Publicystyka   |    TV   |    Print   |    Publicyści

Relacje Chiny-USA. Wojna czy pokój?

PAP/EPA

Xi Jinping różni się od poprzednich chińskich liderów i piszę te słowa, mając na uwadze ujęcie szersze niż tylko analiza elity Komunistycznej Partii Chin. „Politico” nazwało go nawet „najgroźniejszym człowiekiem na Ziemi”. Jeżeli spojrzymy na historię Państwa Środka jak na pomost przerzucony pomiędzy rządami Mandarynów a Dengiem Xiaopingiem, między Zakazanym Miastem i cesarskim pałacem a czerwonymi zarządcami ubranymi w garnitury banksterów, to zobaczymy, że ukrywanie siły i skupienie się na sprawach wewnętrznych przyświecały chińskim przywódcom w trakcie całej burzliwej historii tego kraju.

Cytowany na wszystkich uczelniach wojskowych i MBA generał Sun Zi doradzał maskowanie siły, robił to także reformator chińskiego państwa Deng Xiaoping, mimo że dzieliło obu panów 2500 lat. Xi Jinping jest inny, ekspansja i prężenie muskułów stały się jego firmowym znakiem. Geopolitycy od dłuższego czasu zadają sobie pytanie, nie „czy” wybuchnie amerykańsko-chińska wojna, lecz „kiedy”? Problem w tym, iż nie sprecyzowano w całej dyskusji, o jakiej hipotetycznej wojnie mówimy. Jeżeli o handlowej, to nie dość, że miała ona miejsce, to nawet przez historyków są już podawane daty jej rozpoczęcia i zakończenia. Za jej początek uznaje się wprowadzenie tzw. „taryf Trumpa” w r. 2018, a za koniec styczeń r. 2020 i podpisanie umowy (lub, jak inni wolą, kapitulacji) z USA przez chińskiego wicepremiera Liu He.

Jeżeli faktycznie nazywać wojną handlowe perturbacje na linii Waszyngton–Pekin, to warto podkreślić, iż takie konflikty nie wybuchają z dnia na dzień. Azjatycka globalizacja z wiodącą rolą Chin, przesunięcie się ciężkości światowej gospodarki z Nowego Jorku na chińskie wybrzeże zaowocowały degradowaniem się amerykańskiej ekonomii. To nad Pacyfikiem, a nie nad Atlantykiem, zaczęto mówić o gospodarczym sukcesie. Donald Trump doskonale o tym wiedział i postanowił to odwrócić. Amerykanie lądowali na bruku, bo produkcja opłacała się w Azji, nie w USA. Stany Zjednoczone traciły rolę technologicznego prymusa, ponieważ Chiny niewiele sobie robiły z praw intelektualnych. Trump chciał to zmienić, ale wzrastanie siły oponenta nie tylko jemu spędzało sen z powiek. Gdy poprzednik Joe Bidena w styczniu 2017 r. przeprowadzał się do Białego Domu, w szufladach czekały już na niego plany sekretarza obrony w czasach Obamy – Asha Cartera. Ponad demokratyczno-republikańskimi podziałami Państwo Środka znajduje się wysoko w hierarchii problemów dla amerykańskich elit. Być może kiedyś historycy napiszą o „pierwszej”, „drugiej”, „trzeciej” i „czwartej handlowej wojnie chińsko-amerykańskiej”. Umowa ze stycznia 2020 r. została podpisana w przededniu pandemicznej katastrofy rozregulowującej międzynarodową gospodarkę. Zmieniły się więc warunki, skończył jeden konflikt – być może trwa następny.

Gdy mowa o hipotetycznej wojnie, trwa nieustanne przerzucanie się liczbami. Ekonomia: w PKB wygrywa USA, ale w parytecie siły nabywczej już Chiny. Wojsko: w wydatkach na zbrojenia prowadzi USA, ale nie w bezwzględnej liczbie żołnierzy. Przypomina to hazard oparty na typowaniu bukmacherów w oparciu o zapisy w Excelu. Tymczasem nas powinno nurtować co innego – jak na świat patrzą przywódcy, którzy dzisiaj są u steru władzy. W Państwie Środka rządzi Xi Jinping, polityk myślący niechińskimi kategoriami. Do fundamentalnych zasad polityki jego kraju zawsze należały sprawy wewnętrzne i maskowanie siły. To państwo-cywilizacja było w historii zbyt wielkie, by mieć apetyt na ekspansję terytorialną, podbój chińskich ziem przez obce najazdy traktowano jako epizodyczny. I tak bowiem na końcu podbijających miała zdominować chińska kultura i model życia – zdaniem Chińczyków – wyższy od barbarzyńskiego.

Jinping nie stroni od agresywnej retoryki. Gospodarcza ekspansja Państwa Środka na świecie jest faktem, ale poruszanie tej kwestii było politycznym tabu, on natomiast mówi o tym wprost. Rywalizacja z USA to coś oczywistego, ale wypowiadanie się na ten temat  okazywało się niewygodne. Jinping odkrył karty, co spowodowało nakręcającą się spiralę przepowiedni o wojnie. W połączeniu z pandemią koronawirusa pozwoliło to też państwom Zachodu zrozumieć, że azjatycka globalizacja to nic innego jak utrata ekonomicznej niezależności. Ale czy rywalizacja mocarstw i wojenne starcia nie odbywają się dzisiaj na „ziemi zastępczej”? Proxy wars, odmieniane przez wielu, są w Iraku, Libii, Syrii. Poligonem chińsko-amerykańskiego starcia jest handel. Czy tak pozostanie?