Email Facebook Twitter LinkedIn
×ECR Party
The Conservative
ECR Party
TheConservative.onlineTwitterFacebookInstagramYouTubeEmailECR Party’s multilingual hub for Centre-Right ideas and commentary
PolishPolishEnglishBulgarianCroatianCzechItalianMacedonianRomanianSpanishSwedish
The Conservative
Wiadomości & Publicystyka   |    TV   |    Print   |    Publicyści

Chiny: imperium bez misji?

PAP/EPA

Literatura politologiczna dotycząca teorii imperiów nie jest obfita. Pojawia się w niej kilka pozycji, które mają ambitniejsze zamierzenia niźli tylko wyliczenie i opisanie poszczególnych przypadków imperiów historycznych i współczesnych. Wspomnijmy w tym miejscu wybitne dzieło Herfrieda Münklera Imperia (2005) jako przykład literatury światowej i ciekawą pracę polskiego badacza Idea imperium (1997) Pawła Ziółka. Z tej właśnie perspektywy trzeba spojrzeć na rosnącą rolę Chin w świecie, które w obu tych książkach nie były jeszcze uwzględniane.

W pracach Münklera i Ziółka badacze podejmują próbę zdefiniowania pojęcia imperium. Wyliczają wiele przymiotów charakterystycznych dla tej struktury politycznej, aby ostatecznie zwrócić uwagę na fakt, że od państw wielkoprzestrzennych, wielonarodowych i wieloetnicznych różni je jedna cecha: przekonanie o swojej wyższości kulturowej, cywilizacyjnej, religijnej lub ideologicznej, co pozwala na wszystkich dookoła patrzeć jak na „barbarzyńców”. Aby uczynić z nich „ludzi”, trzeba ich uzależnić i przynieść im własne idee.

Imperium Aleksandra Wielkiego konsekwentnie niosło barbarzyńcom grecką kulturę, rzymskie z kolei – cywilizację klasyczną, Święte Cesarstwo – chrześcijaństwo, francuskie – Kodeks Napoleona i Deklarację Praw Człowieka i Obywatela, brytyjskie – misję cywilizacyjną „białego człowieka”, radzieckie – gnozę marksistowsko-leninowską, nazistowskie – misję rasy nordyckiej, a amerykańskie – liberalizm. Zdaniem badaczy misyjność wynika z konieczności legitymizacji własnej przewagi w oczach zarówno państw i ludów podporządkowanych, jak i własnych obywateli, aby zgadzali się ponosić ciężary związane z budową imperialnej armii i prowadzeniem światowej polityki.

Nie ma wątpliwości, że nominalnie komunistyczne Chiny są bliskie potęgi imperialnej. Według jednych ekspertów już dwa lata temu przegoniły amerykańskie PKB, według innych zrównały się z nim. Jakby nie było, ich wzrost gospodarczy jest dwa, trzy razy szybszy niż amerykański, uzyskanie przez nich przewagi ekonomicznej to tylko kwestia czasu. Z potęgą gospodarczą przyjdzie czas na wzmożone zbrojenia i jeszcze intensywniejsze inwestycje kapitałowe za granicą. Oglądamy narodziny imperium. I w tym momencie trzeba zadać sobie pytanie: a jaką misję cywilizacyjną niesie rodzące się imperium chińskie? Imperium w imię jakiej idei? Jak Pekin uzasadnia swoją chęć przewodzenia dziś Dalekiemu Wschodowi, a w przyszłości światu?

Nie znajduję odpowiedzi na to pytanie. Stara ideologia marksizmu-maoizmu funkcjonuje jako fasada, pod którą rozwija się klasyczny nacjonalizm, w dodatku pomieszany z „chińską drogą do kapitalizmu”. Oglądałem kiedyś we francuskiej France24 reportaż ze zjazdu Chińskiej Partii Komunistycznej, który rozpoczął się od odegrania Międzynarodówki przy portretach Marksa i Mao. W kuluarach stoi grupa mężczyzn w drogich garniturach. Słuchamy dialogu z jednym z nich:

- Co pan tutaj robi?

- Jestem delegatem na zjazd partii komunistycznej.

- Czy jest pan komunistą?

- Ja? Nie, jestem biznesmenem.

Może więc tradycyjny konfucjanizm? Niestety, jest nazbyt chiński, nie pasuje do eksportu. Nie nadawał się do niego już za starożytnych dynastii. Chiny nigdy nie „udostępniały” ani własnej religii, ani filozofii, ani ideologii. Przez tysiąclecia tworzyły własną zamkniętą ekumenę, chętnie odgradzając się od świata zewnętrznego. Ci, co przebywali dłużej w tym kraju, twierdzą, że Chińczycy wykazują swojego rodzaju rasizm i zupełnie nie są zainteresowani ani kulturą zewnętrzną, ani eksportem własnej.

Xi Jinping na spotkaniu w Davos w tym roku odrzucił zachodni neoliberalizm, globalizm i zachwalał tzw. drogę zrównoważonego rozwoju. W swoim wystąpieniu chiński przywódca zaznaczył bardzo dobitnie: Żadne dwa liście na świecie nie są identyczne i żadne historie, kultury ani systemy społeczne nie są takie same. Każdy kraj jest wyjątkowy ze swoją własną historią, kulturą i systemem społecznym, i żaden nie jest lepszy od drugiego. Słowa to bardzo ciekawe i trafne, ale pasują raczej do polityka broniącego własnej zagrożonej tożsamości narodowej niż budującego imperium, które chciałoby cywilizować świat wedle swojego modelu. Z tego typu narracji nie wynika uzasadnienie dla chińskiej hegemonii ani światowej, ani nawet regionalnej.

Brak ideologii hegemonialnej to nowość w dziedzinie imperiologii. Niesie ze sobą pewne korzyści: państwo pozbawione misji cywilizacyjnej wobec „barbarzyńców” może współpracować z każdym, gdyż nie będzie zmieniało nikomu ustrojów politycznych i gospodarczych, okaże się zdolne do współpracy tak z autorytarną Białorusią, jak i z demokratyczną Polską. Jednak istnieją i wady: bez ideologicznej misji nie uzyska też uzasadnienia dla modelowania świata wedle własnego wzorca. Czy do przewodzenia światu wystarczą wielomiliardowe inwestycje, połączone z ziewaniem, gdy dyskusja dotyczyć będzie imponderabiliów? Takiej wizji imperialnej ludzkość jeszcze nie przerabiała.